Wiersze z humorem dla dzieci.
Jan Brzechwa
Pomidor
Pan pomidor wlazł na tyczkę
I przedrzeźnia ogrodniczkę.
"Jak pan może,
Panie pomidorze?!"
Oburzyło to fasolę:
"A ja panu nie pozwolę!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!"
Groch zzieleniał aż ze złości:
"Że też nie wstyd jest waszmości,
Jak pan może,
Panie pomidorze?!"
Rzepka także go zagadnie:
"Fe! Niedobrze! Fe! Nieładnie!
Jak pan może,
Panie pomidorze?!"
Rozgniewały się warzywa:
"Pan już trochę nadużywa.
Jak pan może,
Panie pomidorze?!"
Pan pomidor zawstydzony,
Cały zrobił się czerwony
I spadł wprost ze swojej tyczki
Do koszyczka ogrodniczki.
Hipopotam
Zachwycony jej powabem
Hipopotam błagał żabę:
"Zostań żoną moją, co tam,
Jestem wprawdzie hipopotam,
Kilogramów ważę z tysiąc,
Ale za to mógłbym przysiąc,
Że wzór męża znajdziesz we mnie
I że ze mną żyć przyjemnie.
Czuję w sobie wielki zapał,
Będę ci motylki łapał
I na grzbiecie, jak w karecie,
Będę woził cię po świecie,
A gdy jazda już cię znuży,
Wrócisz znowu do kałuży.
Krótko mówiąc - twoją wolę
Zawsze chętnie zadowolę,
Każdy rozkaz spełnię ściśle.
Co ty na to?"
"Właśnie myślę...
Dobre chęci twoje cenię,
A więc - owszem. Mam życzenie..."
"Jakie, powiedz? Powiedz szybko,
Moja żabko, moja rybko,
I nie krępuj się zupełnie,
Twe życzenie każde spełnię,
Nawet całkiem niedościgłe..."
"Dobrze, proszę: nawlecz igłę!"
Kaczka dziwaczka
Nad rzeczką opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwaczka,
Lecz zamiast trzymać się rzeczki
Robiła piesze wycieczki.
Raz poszła więc do fryzjera:
"Poproszę o kilo sera!"
Tuż obok była apteka:
"Poproszę mleka pięć deka."
Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki.
Gryzły się kaczki okropnie:
"A niech tę kaczkę gęś kopnie!"
Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.
Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.
Martwiły się inne kaczki:
"Co będzie z takiej dziwaczki?"
Aż wreszcie znalazł się kupiec:
"Na obiad można ją upiec!"
Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.
Taka to była dziwaczka!
Stonoga
Mieszkała
stonoga pod Biała,
Bo tak się
jej podobało.
Raz
przychodzi liścik mały
Do stonogi,
Że proszona
jest do Białej
Na pierogi.
Ucieszyło to
stonogę,
Więc ruszyła
szybko w drogę.
Nim zdążyła
dojść do Białej,
Nogi jej się
poplątały:
Lewa z prawą,
przednia z tylną,
Każdej nodze
bardzo pilno,
Szósta zdążyć
chce za siódmą,
Ale siódmej
iść za trudno,
No, bo przed
nią stoi ósma,
Która właśnie
jakiś guz ma.
Chciała minąć
jedenastą,
Poplątała się
z piętnastą,
A ta znów z
dwudziestą piątą,
Trzydziesta z
dziewięćdziesiątą,
A druga z
czterdziestą czwartą,
Choć wcale
nie było warto.
Stanęła
stonoga wśród drogi,
Rozplątać
chce sobie nogi;
A w Białej
stygną pierogi!
Rozplątała
pierwszą, drugą,
Z trzecią
trwało bardzo długo,
Zanim doszła
do trzydziestej,
Zapomniała o
dwudziestej,
Przy
czterdziestej już się krząta,
"No, a
gdzie jest pięćdziesiąta?"
Sześćdziesiątą
nogę beszta:
"Prędzej,
prędzej! A gdzie reszta?"
To wszystko
tak długo trwało,
Że przez ten
czas całą Białą
Przemalowano
na zielono,A do Zielonej stonogi nie proszono.
MIŁEGO CZYTANIA
😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz