wtorek, 7 kwietnia 2020

Bajki wielkanocne - do czytania



Wiosenna bajka wielkanocna

Śnieg stopniał już dawno. Królik o klapniętym uchu wystawił nieśmiało nos z norki w której
spędził ostatnie kilka miesięcy. Zaciągnął się głęboko świeżym powietrzem. WIOSNA! Czas
poskubać zieloną trawkę, powygrzewać wyliniałe futerko na słońcu! Wyskoczył niemrawo z
zimowego legowiska. Po długim okresie przebywania w ciemnościach, Królik długo mrużył
oczy zanim przywykł do oślepiającej jasności dziennego światła.
Jak okiem sięgnąć, rozciągał się przed nim soczysty, zielony dywan trawy. Zabrał się więc
natychmiast za pierwsze wiosenne śniadanie. Och, jak smakowały młodziutkie kępki! Jakże
inne od suchych wiązek, które podjadał w zimie w swojej spiżarni! „Mniam, mniam,
wspaniały smak” – myślał sobie Królik szczypiąc raz za razem soczyste źdźbła.
– Pi, pi, pi! – rozległo się nagle w pobliżu.
Królik zastygł w bezruchu. Z pyszczka sterczały mu dwa liście młodego mlecza – niczym
monstrualne, zielone kły.
– Pi, pi, pi – pipipikowanie stało się bardziej natarczywe i dochodziło z małej, żółtej kuleczki
toczącej się po zielonym dywanie wprost na Królika. W końcu kulka uderzyła w niego miękko,
odbiła się i pipiknęła żałośnie. Królik drgnął a z pyszczka wypadł mu jeden listek. Drugi listek
wypadł mu, gdy kulka zapiszczała radośnie „Mama!”.
Mógł za to teraz dokładniej przyjrzeć się kulce. Okazało się, że jest puszysta jak królik i
posiada dwie cienkie, różowe nóżki. Miała czarne oczka i mały dziobek.
– Pi, pi, pi! Mama! – krzyknęła radośnie żółta kuleczka.
– Nie jestem żadna mama – obruszył się futrzak. – Po pierwsze jestem królikiem a ty
kurczakiem, więc to niemożliwe. A po drugie, jestem facetem, więc to niemożliwe podwójnie
– wyjaśnił rzeczowo.
– Och, ty na pewno jesteś moją mamusią, jesteś taka duża i puszek masz taki jak ja!
– Przecież ci tłumaczę, że jestem chłopakiem! – zdenerwował się Królik. – Poza tym nie
przypominam sobie, żebym ostatnio znosił jakieś jajka!
– Nie znosisz jajek? – upewniało się kurczątko.
– W żadnym wypadku. Twoją mamą jest kura. Kura znosi jajka i z nich na wiosnę wylęgają się
kurczęta, takie jak ty – pouczył żółtodzioba Królik.
– Och, co ja teraz zrobię? Kiedy wyszedłem z jajka, nie było nikogo, tylko wszędzie same
skorupki. Pi, pi, pi, gdzie jest moja mamusia – zaczął chlipać kurczaczek.
Królik był zły na tą małą żółtą kulkę, która piszczała i płakała, przeszkadzając mu w
delektowaniu się pierwszym wiosennym śniadaniem. Chciał mu powiedzieć, żeby poszedł
szukać gdzie indziej matki kury ale kiedy popatrzył na żałośnie kwilące kurczątko, żal mu się
go zrobiło.

– Dobrze już dobrze, przestań kwilić mały, poszukamy twojej mamy. Trafisz z powrotem do
gniazda?
– Chy– chyba tak! – zapiszczał radośnie Kurczak. – W tę stronę!
Żółta kulka dała nura w zielony dywan trawy i pognała przed siebie. Królik pokicał za nią. Po
pięciu minutach króliczego kicania i kurczęcego truchtania znaleźli się nad leniwie płynącym
strumykiem. Po obydwu jego stronach stały grube, stare wierzby. Wyglądały jak wielkie
czupiradła kłaniające się sobie nawzajem. Długie, giętkie gałązki przypominały włosy
tańczące na wietrze w które wpleciono mnóstwo korali. Te koraliki to były niezliczone ilości
bazich kotków – wierzbowych kwiatów przypominających puszyste kuleczki.
Jedna z takich kulek spadła wprost pod nóżki Kurczaka. Ten pochwycił go bez zastanowienia
w dziobek i zaczął dreptać dalej.
– Ej, Kurczak, po co ci ten kotek? Będziesz go jadł, czy co? – zapytał zaciekawiony Królik.
– No skądże, zaopiekuję się nim, mamusia go opuściła – powiedział Kurczak, delikatnie
kładąc wierzbowego kotka na ziemi.
– Że, że co? – Królik aż przysiadł z wrażenia – zwariowałeś? Przecież to jest zwykły baziak,
baziaki nie mówią ani nic nie czują.
– Ten wszystko rozumie! Mówi, że jest bardzo samotny i potrzebuje mamusi. Więc ja będę
jego mamusią.
– A ty Kurczak właściwie to jesteś chłopak czy dziewczyna? – zapytał Królik, a oczy miał jak
dwa wielkie talerze.
– Chłopak jestem oczywiście, kogutek.
– To jak możesz być mamusią?! – wrzasnął Królik. – W dodatku mamusią wierzbowego kotka,
który spadł z drzewa?! – pieklił się dalej. – Poza tym jesteś przecież dzieciakiem, który
dopiero co wykluł się z jajka, a dzieci przecież nie mogą mieć dzieci!
– Nie krzycz tak wielka mamusiu, straszysz wierzbowego kotka… – Kurczak pogładził dziobem
swoją małą znajdę.
Królik zamilkł nieco speszony. „Może rzeczywiście ten mały jakoś się rozumie z baziakiem?” –
pomyślał. „W końcu, kto go tam wie…”
– Dobrze już dobrze, chodźmy dalej szukać twojej mamy kwoki, bo jak tak dalej pójdzie, to
nie znajdziemy jej do wieczora.
– Ale… ale ja już nie bardzo wiem, gdzie jesteśmy, nie pamiętam w którą stronę iść – chlipnął
kurczak.
– No a coś pamiętasz, w ogóle, cokolwiek, coś, no wiesz, byle co.... – tracił nadzieję futrzak.
– Pamiętam „beeeeee...” – powiedział Kurczak.
– Beeeeee? – postawił klapnięte ucho Królik.

– Tak jakby. Beeeeee.
Królikowi ucho klapnęło z powrotem. Znów miał wybuchnąć złością ale ucho podniosło się na
nowo. W oddali usłyszał coś jakby „beeeee”. Wytężył słuch, czy aby się nie przesłyszał.
Beczenie powtórzyło się. Dobiegało z drugiej strony rzeczki.
– Chyba wiem w którą stronę powinniśmy iść – powiedział i pokicał w stronę kładki
przerzuconej przez rzeczkę.
Kurczak potruchtał za nim z bazim kotkiem w dzióbku.
Po kilku chwilach dotarli na polanę skąd dochodziło beczenie. Na jej środku stał duży,
wełnisty baran z pokaźnymi, kręconymi rogami na głowie. Szczypał trawę, a między każdym
szczypnięciem wydawał żałosne pobekiwanie.
– Cześć Baranie – rzucił Królik na przywitanie.
– Dlaczego mnie przezywasz baranem, beeee?! – zabeczał Baran.
– Przezywam? Przecież jesteś Baranem – zdziwił się Królik.
– Ja ci pokażę barana! – zabeczał Baran, gniewnie zniżył łeb w stronę Królika i zaczął
przebierać nerwowo jedną nogą. Wystraszony Kurczak schował się za futrzaka.
– Daj spokój baranku, daj spokój bo ja… – Królik zaczął się pomału wycofywać.
– Bo ja, bo ty, bo co? – ruszył za nim Baran gniewnie sapiąc nozdrzami.
– Bo mam Kurczaka i nie zawaham się go użyć! – zaryzykował Królik, wypychając biednego
Kurczaka przed siebie.
Szablony kurczaków wielkanocnych do kolorowaniaKurczak wyglądał przy Baranie jak pchła
przy tłustym kocie. Trzymając kurczowo baziaka, zmrużył oczy ze strachu. Bał się nawet
pomyśleć, co się zaraz stanie. Stała się jednak rzecz zupełnie nieoczekiwana. Baran, gdy
zobaczył Kurczaka natychmiast cofnął się o dwa kroki, padł na ziemię i rozpaczliwie zabeczał.
– Nieeee, beeeeee, nieeeeee! Tylko nie kurczaki! Zabierzcie je ode mnie!
– Teraz pamiętam, pipipi! – zapiszczał Kurczak. – Kiedy wyklułem się z jajka to beczenie mnie
wystraszyło. Wyskoczyłem z gniazda i biegłem przed siebie!
– Aż dobiegłeś do mnie – stwierdził Królik.
– Tak, tak było! Gdzieś tutaj musi być moja mamusia! Pipipi!
– Nie rozumiem tylko jednego… – zastanowił się Królik. – Dlaczego wielki Baran boi się
małego Kurczaka?
Ledwie powiedział te słowa, z zasuszonych zarośli otaczających polanę wyskoczyła najpierw
pomarańczowa a potem niebieska kulka. Zaraz za nimi wyskoczyła kulka fioletowa, brązowa,
jasnozielona, czarna w jasne kropki, niebieska w żółte paski, żółta w czerwone kropki, o rety!
Chmara kolorowych kulek potoczyła się po trawie wprost w kierunku beczącego żałośnie
Barana.

– Tatuś, tatusiek, tatunio! Pipipi! – piszczały kolorowe kulki. Otoczyły Barana, pipikały
radośnie, niektóre powskakiwały na niego i buszowały w jego gęstej, białej wełnie. Były to
zupełnie takie same kurczaki jak Kurczak z wierzbowym kotkiem ale jakieś takie… kolorowe.
– Khe, khe… – zakaszlał przypominając o swojej obecności Królik. – Słuchaj kolego, bara…
baranku. A dlaczegóż to te maluchy nazywają cię… tatusiem?
– To nie jest wcale śmieszne – odparł Baran nie otwierając oczu. – To można powiedzieć
nawet pewna… tragedia.
– Tragedia? Jak to? – zaciekawił się Królik, a Kurczak z wierzbowym kotkiem patrzył
oszołomiony na buszujące w baraniej wełnie kolorowe pisklaki.
Baran westchnął i zaczął opowiadać.
– Tu niedaleko, w zaroślach, siedziała Kura na jajkach. Siedziała na nich przez długi czas. Nic
nie jadła i nic nie piła bo się bała, że jak opuści gniazdo, to jajka się zaziębią i kurczątka się nie
wyklują. W końcu jednak musiała się napić i coś zjeść. Potruchtała szybko nad rzeczkę, napiła
się, pojadła trochę i wróciła do gniazda. Wtedy okazało się, że ktoś jajka jej pomalował. Na
pomarańczowo, niebiesko, fioletowo, brązowo, jasnozielono, czarno w jasne kropki,
niebiesko w żółte paski, żółto w czerwone kropki i tak dalej i tak dalej. Tylko jedno jajko
pozostało nietknięte, widać ten ktoś nie zdążył go pomalować. Kura bardzo się tym przejęła.
Nie wiedziała co się z takich pomalowanych jajek wykluje. Siadła jednak na nich znowu, bo
jeżeli z kolorowymi jajkami coś będzie nie tak, to zawsze zostało przecież jedno normalne dla
którego warto poświęcić jeszcze kilka dni. Siedziała więc dalej cierpliwie, aż dwudziestego
pierwszego dnia skorupki zaczęły pękać. Jedno po drugim. Z kolorowych skorupek
wyskakiwały kolorowe kurczaki. Z pomarańczowego jajka – pomarańczowy kurczak, z
niebieskiego – niebieski....
– Z fioletowego – fioletowy, z brązowego – brązowy – wtrącił się Królik. – I tak dalej i tak
dalej. I co było dalej?
– Dalej było tak, że wykluły się kurczęta ze wszystkich kolorowych jajek ale zostało jedno. To
nie pomalowane. Kura siedziała na nim jeszcze przez cały dzień ale jajko było niewzruszone.
Musiała jednak znowu czegoś się napić, coś przekąsić no i kolorowych kurczaków trochę
przyuczyć do życia. Opuściła więc na trochę gniazdo a kiedy wróciła, okazało się, że z
ostatniego jajka zostały same skorupki a po kurczaku nie ma śladu. Załamała się po tym
nerwowo i gdzieś uciekła a że ja byłem najbliżej to kurczaki uznały, że jestem ich… tatusiem.
Teraz nie mogę już jak dawniej skubać trawy bo mi spokoju nie dają…
– Wygląda na to, że nerwowe załamanie Kury było nieuzasadnione – poinformował Królik
Barana. – Bo zguba się znalazła.
– Ach, więc to ty jesteś tym ostatnim Kurczakiem? – Baran przyjrzał się uważnie pisklakowi.
– Tak, to ja, a to mój wierzbowy kotek – pogładził Kurczak baziaka.
– Pozostaje nam tylko odnaleźć kurczakową mamę – powiedział Królik. – Gdzie ona się może
podziewać?

– A żebym to ja wiedział… – westchnął smętnie Baran. Zaraz jednak został zagłuszony przez
radosny okrzyk pisklaków.
– Mama, mamusia! Pipipi! – kolorowe kurczaki zaczęły szybko opuszczać baranie futro i
pędzić w stronę zarośli, skąd z głośnym gdakaniem wynurzyła się Kura. – Mamusia się
znalazła, braciszek się znalazł mamo! – przekrzykiwały się kurczęta.
– Och naprawdę? Odnalazł się? – uradowana Kura podbiegła do równie ucieszonego
Kurczaka z wierzbowym kotkiem.
– Mamusia! Pipipi! – zapiszczał Kurczak.
– Dzień dobry… babciu – odezwał się Królik. – Masz tu swojego Kurczaka i wnuczątko.
– Babciu? Jak to babciu? Wnuczątko? – Kura szeroko otworzyła oczy patrząc na wierzbowego
kotka w dzióbku Kurczaka.
– Tak, wnuczątko – mrugnął Królik do Kury porozumiewawczo. – Nie wiem czy wnuczek czy
wnuczka ale to już chyba Kurczak ci powie, hahaha! – roześmiał się Królik wesoło. Musnął
delikatnie Kurczaka po grzebyku. – Wracam do siebie. Powodzenia mały. Pilnuj się mamy i
braciszków.
– Do widzenia! Do zobaczenia Króliczku – piskał Kurczak na pożegnanie. – Dziękuję!
Królik odwrócił się i pokicał w stronę kładki na rzeczce. Na mostku przystanął i popatrzył
jeszcze jak wesołe kolorowe kropki oddalają się w stronę zarośli wraz ze swą mamą Kurą a
Baran, już bez żałosnego beczenia, poszczypuje w spokoju trawę. Uśmiechnął się pod
wąsatym nosem, wrócił w pobliże swojej norki i zabrał się za przerwane, wiosenne śniadanie.





Święta Wielkanocne

Marek i Marta nie lubili wstawać rano. Tym razem rodzice obudzili ich bardzo wcześnie. Mimo że nie było to przyjemne, dzieci nie protestowały. Doskonale wiedziały, że muszą rano wstać, bo wszyscy wybierają się w podróż do babci i dziadka. Droga daleka, a obiecali, że przyjadą na śniadanie. To nie będzie takie zwykłe śniadanie. Właśnie są Święta Wielkanocne, które tradycyjnie rozpoczynają się uroczystym śniadaniem. Marek i Marta cieszą się na ten wyjazd, ponieważ babcia zawsze przygotowuje pyszne jedzenie, a dziadek robi różne psikusy. Z zaspanymi oczami dzieci wsiadły do samochodu. Rodzice zapakowali torby i wyruszyli. Dzieci na początku trochę dyskutowały, próbowały zgadnąć, jakie potrawy przygotuje tego roku babcia i jakie niespodzianki wymyśli dziadek. Jazda samochodem szybko ukołysała rodzeństwo. Nie trzeba było długo czekać, by dzieci zasnęły błogim snem. Wykorzystując ten fakt rodzice zaczęli wspominać święta z okresu swojego dzieciństwa. Mama opowiedziała, jak w świąteczny poranek zobaczyła prawdziwego zająca na łące i zaczęła go gonić. Wyczyn ten się jednak nie udał, zajączek uciekł, ale niespodzianka była. Okazało się bowiem, że goniąc za zającem dobiegła do skraju lasu, gdzie znalazła małego, zbłąkanego pieska. Był tak mały i tak słaby, że nie mógł nawet uciekać. W taki sposób piesek pozostał już u mamy. Tato zrewanżował się opowiadaniem o swojej świątecznej przygodzie: „Ja też w Święta Wielkanocne goniłem zająca. Tylko, że to był mój brat. Ganialiśmy się po domu, wokół świątecznego stołu. Babcia właśnie niosła całą miskę sałatki. Goniąc brata wytrąciłem miskę i cała zawartość znalazła się na dywanie. Tego roku sałatki świątecznej nie było, szkoda, bo babcia zawsze robiła przepyszną sałatkę”. W tym momencie rodzice usłyszeli cichy śmiech dzieci. Okazało się, że wcale nie spały i z dużym zaciekawieniem słuchały opowieści rodziców. Ulegając namowom dzieci, kontynuowali opowiadania o świątecznych przygodach. Ale trzeba było kończyć, bo podróż także dobiegała końca. – Ciekaw jestem, czy w tym roku również przydarzą się jakieś świąteczne przygody? – zaczął się głośno zastanawiać tata. – Właśnie jedną już widzę – odparła mama, wskazując przez okno na wielkiego zająca z koszykiem, który właśnie zbliżał się do ich samochodu. Dzieci wiedziały, co się święci. Pędem wybiegły z samochodu w kierunku zająca. Szybko też rozpoznały, że nie był to prawdziwy zając, tylko przebrany dziadek. Dziadek jednak zapewniał, że koszyk, który trzymał, był jak najprawdziwszy i że dostał go od prawdziwego wielkanocnego zająca. A że Marek i Marta trochę się spóźniali, zając nie mógł dłużej na nich czekać. Miał bowiem tego ranka jeszcze wiele do zrobienia. Przekazał koszyk dziadkowi, by ten pełnił jego obowiązki. Dzieci zatem z przejęciem zaczęły przeglądać zawartość kosza, który był całkiem pokaźnych rozmiarów. Gdy już wyjęły wszystkie prezenty, Marta ze zdziwieniem zapytała – A gdzie są wielkanocne jajka? Zajączek nie przyniósł dla nas jaj? – Rzeczywiście – skomentował dziadek. – Nie ma ani jednego jaja, ale za to zostawił list. Marek, który był starszy, wziął list i zaczął czytać. Oto co było w nim napisane: „Instrukcja poszukiwaczy jaj. Jajo numer 1 – szukajcie go w ogrodzie za najwyższym drzewem. Jajo numer 2 – szukajcie go w stodole pod odwróconym wiadrem. Jajo numer 3 – szukajcie go w oborze w żłobie przykryte sianem. Jajo numer 4 – szukajcie go w altanie, niech będzie ostrożny, kto w środku niej stanie. Jajo numer 5 – szukajcie go pod schodami między drewnami. Jajo numer 6 – szukajcie go w domu na środku… – sami domyślcie się, gdzie.” Na tym instrukcja się kończyła. Dzieci wzięły koszyk i razem z rodzicami oraz dziadkiem zaczęły poszukiwania. Dzięki dokładnej instrukcji, szybko udało im się odnaleźć pięć jaj. Przyszedł więc czas, by odnaleźć szóste jajo. Dzieci wbiegły ochoczo do domu, rozglądając się już od progu. W domu przywitała ich babcia. Wnuki chciały zaangażować do poszukiwań również ją. Babcia jednak nie bardzo była skora do zabawy, tylko z uporem zapraszała wszystkich do stołu, na wielkanocne śniadanie. Niezbyt zadowolone dzieci usiadały do stołu. Bacznie rozglądały się jednak na boki i zastanawiały się, gdzież też może być ukryte szóste jajo! Gdy wszyscy byli już przy stole, dziadek sięgnął po talerzyk, który stał na środku stołu. I w tej właśnie chwili dał się słyszeć wesoły okrzyk: „Jest! Jest! Jest szóste jajo!”. Rzeczywiście, jajo numer 6 leżało na talerzyku na samym środku stołu. To było wielkanocne jajo, którym wszyscy się podzielili, składając sobie życzenia. Mimo iż nie było ono z czekolady, tak jak pięć poprzednich, dzieciom bardzo smakowało i stwierdzili, że za rok również takie chcą dostać od wielkanocnego zająca.



Bajki pochodzą ze stron:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz